DZIENNIK CHULIGANA (WYCZUWAM WIĘC… JESTEM)

Twórcy monodramu Wyczuwam więc… jestem dowodzą, że aby wyprowadzić – rozkochanego w pragnieniu urzeczywistniania idei jednostkowej wolności – autoraSzkiców piórkiem z niebytu, nie trzeba paćkać się w patosie, w którym niejako ugrzęzły ciała polskich mistrzów i bohaterów. Wystarczy bowiem przywołanie słów. Wyraźny głos Sejmickiego okazuje się idealnym – eleganckim i dyskretnym – medium służącym do „dotykania” pisarza, jak również do poruszania  elektryzującymi frazami jego autorstwa. Śmiałość gestów i min, jakimi żongluje krakowski aktor, odpowiada narracyjnej brawurze zapisków Bobkowskiego. Każdy błysk oka pojawia się niejako ku chwale bystrości i przewrotności wszechobecnych na dziennikowych kartach.
Spod czujnej, wrażliwej ręki reżysera wyłania się wyjątkowe ucieleśnienie twórczości „chuligana wolności”. W scenicznym pokoiku, obok francuskich piosenek z czasów wojny rozbrzmiewają i mieszają się z radiowymi audycjami strzępki niegdysiejszych wahań, oburzeń, pragnień i zachwytów. Realność Szkiców dzięki próbie zilustrowania pracy mechanizmów refleksjo- i opiniotwórczych zostaje umocniona. Sejmicki odgrywa swoisty dramat myśli, czyniąc widocznym proces formowania się zdań, nagłość impulsów. Kreuje doskonałą reprezentację duszy samotnej i bezkompromisowej, skrajnie indywidualnej, lecz nie zrozpaczonej, ale raczej gniewnej, a przy tym opromienionej blaskiem boga codzienności.
Zamykając Bohatera w bezpiecznej, klimatycznej przestrzeni, Miklaszewski odrealnia wojenne tło. Ważniejsza od prawdy historycznej zdaje się tu prawda człowieka pisarza, który uwolniwszy się od bólu polskiego, pogrążył się w cierpieniu kosmicznym. Niemniej postać Sejmickiego nie jest tylko ironicznym komentatorem-prorokiem, nieprzerwanie bowiem towarzyszy mu niewypowiedziana tęsknota. Ślicznie obrazuje ją utrzymana w nieco onirycznej poetyce scena tańca. Partnerka Narratora (Anna Lenczewska) to senne wyobrażenie ukochanej kobiety, ale również przejmująca personifikacja piękna i czułości. Nie ma co opowiadać fabuły czy dalej rozwodzić się nad doskonałością, z jaką Sejmicki przedstawił dziwność istnienia swojego bohatera. Wystarczy powiedzieć, że słowa Bobkowskiego coraz mocniej doskwierają, niczym upał z pierwszej sceny, ale – inaczej niż letni skwar – nie chcą przeminąć. „Czytamy cię… więc jesteś” – zdają się mówić twórcy spektaklu.

Teatralia/ Alicja Muller